Istnienie „Narodowego Dnia Orgazmu” odkryłam przez przypadek, śledząc na Instagramie zaprzyjaźnionych seksuologów „ze świata”. Przy bliższym zapoznaniu się z danymi na temat tegoż dnia, ustaliłam nie bez zdziwienia, że święto dotyczy celebracji KOBIECEGO orgazmu. Zrobiło mi się wstyd, że jako kobieta, a zwłaszcza jako kobieta seksuolog, o istnieniu tego święta nie wiedziałam.

Według Wikipedii „National Orgazm Day” obchodzony jest pierwszego dnia sierpnia. Natomiast w krajach anglosaskich przypada 15 marca. Świadomość narodowej celebracji kobiecego orgazmu w dniu 1 sierpnia w Polsce? Nie, to niemożliwe.

Wszak nasza polska tradycja „bardziej patriotyczna i martyrologiczna jest”, zatem celebracja Narodowego Dnia Orgazmu byłaby niezręczna w zbyt bliskiej odległości czasowej obchodów rocznic Powstania Warszawskiego. Marcowy termin święta orgazmu, obecny w tradycji anglosaskiej, w Polsce także się nie przyjął. Czy z racji przypadającego kilka dni wcześniej Narodowego Święta Kobiet, w naszym kraju skupionego wokół refleksji nad bardziej podstawowymi kobiecymi prawami społecznymi?

Według ogólnodostępnych kalendariów polskich świąt, dla Narodowego Dnia Orgazmu, przyjęto dzień 21 grudnia. Ustanawiając taki termin, prawdopodobnie odwołano się do tradycji słowiańskiego święta godowego,  nazywanego też Szczodruszką, którym uhonorowano dzień przesilenia zimowego, a symbolicznie- zwycięstwo światła nad ciemnością. We współczesnej Polsce, jednak 21 grudnia przypada przecież krótko przed celebrowanymi bardzo rodzinnie świętami Bożego Narodzenia. Czy właśnie poprzez bezpośrednią bliskość obu dat, tradycja celebracji erotyki, bliskości, partnerstwa i świadomości ciała nie rozpowszechniła się bardziej?

A może nasze polskie mity są tak utrwalone, że kobiety nie pozwoliły sobie na zaakcentowanie prawa celebracji kobiecego orgazmu w „sposób narodowy”? ?

Prawdopodobnie polskie kobiety nie przyznały sobie prawa do celebrowania święta kobiecego orgazmu wedle „tradycji narodowej” z najprostszego powodu. Otóż  w Polsce nie mamy tego typu tradycji. Tradycji do otwartości na własne emocje, potrzeby ciała i sięgania po przyjemności. Dodatkowo, nie otrzymały przyzwolenia do kultywowania takiej tradycji od swoich matek. Matek-Polek, zajętych tworzeniem mitu narodowych siłaczek, odpowiedzialnych za przetrwanie polskich dzieci (bo już nie rodzin, z powodu ich częstego rozpadu).  Wśród narodowych mitów prawa do kobiecego orgazmu próżno szukać…

Ale czy przez to “prawo do orgazmu” przeniosło się w sferę kulturowego mitu, który uległ pełnej polaryzacji?

Z jednej strony, kobiecy orgazm, to chyba najczęściej opisywany w pop-kulturze kobiecy „fenomen fizjologiczny”, wpędzający w kompleksy zarówno kobiety, które go nie doświadczają, jak i mężczyzn niepewnych swoich zdolności „zapewnienia partnerce idealnego orgazmu”.

Istnieje przecież szerokie spektrum pomiędzy modelem kulturowym „przebojowej kobiety, odpowiedzialnej za swój orgazm”, a kobietą nieposiadającą kontaktu ze swoimi emocjami, ciałem oraz niepotrafiącą zadbać o własną satysfakcję seksualną….

MITY WOKÓŁ FENOMENU KOBIECEGO ORGAZMU

Według współczesnej definicji, doświadczenie orgazmu, to kulminacyjny punkt narastającego podniecenia seksualnego. W podstawowym wymiarze, przeżycie orgazmu powinno dostarczać poczucia odprężenia i zadowolenia, przez co prowadzić do stopniowego rozładowania podniecenia seksualnego. Jednak na fenomen orgazmu składają się dwa elementy. Jeden z nich to doświadczenie na poziomie genitalnym – najczęściej związane z niekontrolowanym skurczem mięśni dna miednicy. Drugi element wiąże się z subiektywnym nadaniem znaczenia doświadczeniu cielesnym.

W przypadku kobiet, właśnie ta druga, subiektywna składowa orgazmu odgrywa kluczowe znaczenie. Kobiety często przeżywają trudności z nadawaniem pozytywnego znaczenia doświadczeniu fizycznemu. W miejsce satysfakcji, często pojawia się u nich poczucie winy, wstyd, czy po prostu bagatelizowanie satysfakcjonującego znaczenia przyjemności fizycznej.

Dość duże znaczenie odgrywa nadal teoria Zygmunta Freuda, który stwierdził, że droga uzyskania orgazmu poprzez drażnienie łechtaczki świadczy o niedojrzałości psychoseksualnej kobiety i wymaga leczenia psychoterapeutycznego.

Ta właśnie teoria skazała rzesze kobiet oraz ich parterów na poszukiwanie świętego Graala orgazmu pochwowego, jako tego „lepszego” czy bardziej satysfakcjonującego rodzaju przeżycia seksualnego. Trudno oszacować jak wielkie rzesze kobiet teoria Freuda doprowadziła do wtórnych zaburzeń seksualnych, związanych z nadawaniem negatywnych znaczeń swojej PRAWIDŁOWEJ fizjologii. Zaś mężczyzn, wpędzając w poczucia winy z powodu tego, że stosunek seksualny trwa zbyt krótko, nie pozwalając partnerce na „pełnię przeżycia seksualnego” wraz z jego kulminacją pod postacią orgazmu pochwowego.

Według mnie, ludzie świadomi, powinni choć raz w życiu pokłonić się przed pracami  Williama Mastersa oraz Virginii Johnson, którzy odrzucili teorie Freuda. Podkreślali natomiast, że pochwa może być mało wrażliwa na stymulację seksualną, a podstawowy bodziec prowadzący do orgazmu u kobiet stanowi bezpośrednia stymulacja łechtaczki.

Współcześnie uważa się, że dróg wyzwolenia orgazmu może być bardzo wiele. Najczęstszą z nich stanowi stymulowanie łechtaczki lub pochwy. Wykazano jednak, że orgazm może zostać także wywołany przez drażnienie okolicy ujścia cewki moczowej, brodawek piersiowych lub całych piersi, okolicy wzgórka łonowego czy odbytu. Może także pojawiać się pod wpływem fantazji seksualnych lub nawet spontanicznie podczas snu. Sama łechtaczka może być źródłem orgazmu zarówno w wyniku bezpośredniej stymulacji seksualnej, jak i w wyniku pośredniego drażnienia okolicy napletka łechtaczki przy ruchach frykcyjnych podczas stosunku płciowego. Kolejną rewolucję w bliższym zrozumieniu fenomenu kobiecej seksualności stało się zwrócenie uwagi moment świadomej czy nieświadomej refleksji następujący po samym akcie seksualnym. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych XX w. Beverly Whipple i Karen Brush-McGreer zwróciły uwagę na myśli i przeżycia, które towarzyszą kobietom po zakończeniu aktu seksualnego. Okazało się, że gro kobiet, mimo odczuwania fizycznej przyjemności płynącej z seksu, nie potrafić nadać swoim doświadczeniom pozytywnego znaczenia. Zaś negatywna interpretacja swoich doświadczeń seksualnych (niezależnie od ich jakości fizycznej), prowadzi do utraty motywacji do dalszych kontaktów erotycznych.

Polskie kobiety przeżywają w „dziedzinie orgazmu” mnóstwo polaryzacji. Często poddając się kolejnemu mitowi tym razem „mitowi ladacznicy i świętej”. Także, a może nawet – zwłaszcza, w oczach własnych partnerów. Mit ten odnosi się do rozszczepienia wizerunku kobiety na dwa obrazy – poszukującej orgazmu partnerki erotycznej lub zaangażowanej życiowo, ale nieco „aseksualnej”, acz porządnie „martyrologizującej” matki-Polki. Kultywowanie tego mitu może prowadzić do braku przyzwalania sobie na przyjemność (np. z poczucia winy niewykonanych obowiązków) lub braku dostrzegania pozytywnego znaczenia kontaktu seksualnego. Wtedy już prosta droga do braku satysfakcji seksualnej, mimo przeżywania na płaszczyźnie fizjologicznej.

Zatem, czy orgazm stanowi niezbędny warunek satysfakcji seksualnej? Oczywiście,  odpowiedź brzmi ‘nie’. Zwłaszcza w przypadku kobiecej seksualności.

Według większości współczesnych seksuologów, kobiety mogą doświadczać niesatysfakcjonującego seksu z mnóstwem orgazmów oraz satysfakcji seksualnej bez doświadczania orgazmu. Jednak w tej materii istnieje także cały obszar „in-between”, mogący wzbogacać życie satysfakcją emocjonalną i erotyczną.

BREMELANOTYD – KOLEJNY MIT SFERY KOBIECEJ SEKSUALNOŚCI?

W ostatnich miesiącach, “sprawa kobiecego orgazmu” jeszcze bardziej skomplikowała się poprzez wprowadzenie na rynek w USA „nowej kobiecej pułapki”. Jest nią nowy preparat farmakologiczny – bremelanotyd, który ma za zadanie “walczyć” z obniżonym pożądaniem seksualnym u kobiet. To będzie “zażarta i krwawa walka”. Dosłownie… Stosowanie tego leku polega na wykonaniu iniekcji podskórnej w okolicy brzucha, w celu zwiększenia ochoty na aktywność seksualną. Czy preparat będzie pomocny w poprawie subiektywnej interpretacji doświadczenia seksualnego? Zobaczymy. Badania przedstawione Federalnej Agencji Żywności i Leków (FDA) wyglądają obiecująco. Wyniki badań klinicznych, dotyczących 1200 kobiet wskazują zarówno na poprawę ochoty na seks, jak i redukcję poczucia nieadekwatności, związanego z brakiem doświadczania potrzeb seksualnych.

Oby bremelanotyd nie okazał się kolejną kobiecą pułapką. Na razie jednak polskim kobietom pozostaje kultywowanie seksu z orgazmem lub bez orgazmu. Jednak pamiętajcie, że oba doświadczenia mogą wnosić satysfakcę i od Was zależy nadanie im ostatecznego znaczenia. A o bremelanotydzie może jeszcze napiszę, zanim redaktorzy polskich periodyków wrócą z urlopów 🙂

Copyright Dr n. med. FECSM Justyna Holka-Pokorska 2019

Nasze social media: